
Taka sytuacja z dzieciństwa się mi przypomniała, gdy zaczęłam czytać „Dywan” Terreto Pratchetta.
Bo czymże jest Dywan? Opowieścią o mikroświecie z mikroistotami – banalne? Bynajmniej (pozwólcie, że użyję tego jakże modnego w stolicy wyrażenia). W mikroświecie istnieją mikroproblemy? Wcale nie. Wręcz przeciwnie, w mikroświecie istnieją makroproblemy. Bo czy nadchodząca zagłada jest malutkim problemikiem? Tak, to jest pytanie retoryczne.
Sir Terry Pratchett użył świetnego chwytu stylistycznego – pokazując za pomocą szczegółów – ogół. Sami wiecie, jak trudno jest patrząc na całość obrazu, (nie mówię, że od razu macie patrzeć na Panoramę Racławicką), ujrzeć jego szczegóły. I na odwrót, patrząc na szczegół z jakiegoś obrazu – spróbujcie wzrokiem uchwycić całość. Spróbujcie się pobawić – to zabawa z perspektywą, podobna do tej, którą R. Polański pokazał w „Nożu w wodzie”. Znacie to? Patrzcie na palec wskazujący raz prawym okiem, mając zamknięte lewe, potem na odwrót. Ciekawe złudzenie? Kwestia perspektywy – kwestia spojrzenia, prawda? Punkt widzenia się zmienia…
Ale do rzeczy - jak zachowują się bohaterowie książki w obliczu zagrożenia? Czy nie tak samo jak ludzie? Kto jednoczy się? Kto buntuje? Kto niesie pociechę i pomoc? Kto zawodzi? To wszystko opisane jest w „Dywanie”. Wartka akcja, niespodziewane zwroty, a przede wszystkim – nadzieja. Nadzieja na jutro, że będzie. Nadzieja na to, że razem można przetrwać wszystko.
Za to lubię T. Pratchetta, za to, że daje nadzieję. Nawet w najgorszej z opisywanych sytuacji. Kwestia spojrzenia, żeby ją znaleźć i przełożyć na życie codzienne.
Zobacz powiązane książki: Dywan
Autor: Cudo Tyłeczek